Translate

poniedziałek, 25 października 2004

ludzie...

Najchętniej zamieszkała bym na bezludnej wyspie. Hm... nierealne...choć właściwie to ja mieszkam na takiej wyspie- większość ludzi tak się zachowuje jakby mnie wcale nie było. Nie tylko mnie- ogólnie drugiego człowieka. Każdy żyje sam dla siebie. No- co najwyżej dla i obok kogoś kogo się zna, dla nikogo więcej. Ostatnio w kościele na mszy przy tworzeniu „łańcucha” na „Ojcze Nasz” tak się szczelnie pilnowali, że wypadłam poza ten łańcuch i musiałam przejść na drugą stronę bo nie było miejsca.... Może ktoś powie, że to Ja jestem przewrażliwiona- nie! Ok! spoks! Przeszłam i nic się nie stało, ale potem pomyślałam – jak to jest... Przecież kościół ma łączyć! No, nie czepiam się, ale jest taka ogólna tendencja do ścisłego odosabniania się grup ludzi.
Obym się myliła...