Translate

poniedziałek, 11 września 2006

co było w sierpniu



No tak nie miałam weny, albo czasu, albo sama juz nie wiem czemu...
Czas czasami tak niemiłosiernie człowiekowi ucieka. A to już minął cały sierpień.
Na początku byłam na rekolekcjach zorganizowanych przez Ruch Rodzin Nazaretańskich.
Tym razem w Kortowie- jest to miasteczko studenckie koło Olsztyna.
Mieszkałam w domu studenckim , w pokoiku z bardzo sympatycznymi dwoma osóbkami- Violetą i Moniką.
Takie zamieszkanie na jakiś czas z osobami których się wcześniej nie znało jest bardzo ciekawym doświadczeniem.
Monika "sfrunęła" pewnego wieczoru jak takieś świerzo opierzone piskle co ma
jeszcze żółto w głowie.
Było to jak powiew świerzego, uśmiechniętego i zwariowanego powietrza.
Uparcie nie chciała zwracać się do mnie po imieniu co mnie irytowało i z checią kopnęła bym ją w coś...ale nie wypadało jako,że to były rekolekcje ;).
Taka mała istotka przyniosła słońce w nocy.

Byłam nastawiona na to iż ten czas rekolekcji będzie czasem skupienia,
wyciszenia...
a tu jak grom z nieba - mam być animatorką grupy młodzieży gimnazjalnej!!!

`

Ja z nimi nie jestem w stanie tego zrobić, nie znam ich jezyka, rozumowania
- NIE, NIE i jeszcze raz NIE!!!
Zaparłam się i- dostałam najmłodszą grupę - poniżej 4 roku życia.
O Boże !!! Wpadłam z deszczu pod rynnę!!! .
Myślałam ,że Pan Bóg chyba zwariował. Ale nie zostawił mnie samej.
Oprócz mnie była "ciocia Tosia" , która troiła się i dwoiła by utrzymać grupę tych maluchów i je czymś zainteresować.
Nie mając NIC -trzeba było przez bite dwie godziny tymi dziećmi się zajmować.
A tu na dłuższe niż pięcio minutowe zainteresowanie nie było szans.
Patrzyłam na Tosię a potem na Irenkę z podziwem jak z głowy na poczekaniu wymyślała nowe zabawy.
Z kolorowych misek tworzyła bębenki ,kierownice ,światła,domki,kapelusze...
Ale dzieci jak to dzieci , chwila zabawy i już po zainteresowaniu.
Ciekawsza była spinka koleżanki, którą najlepiej wyrwać, albo jej miska,
lub kontakt w ścianie, albo wieszak który sie huśta...
Oczy dookoła głowy i uszy z watą, bo często sprawdzały siłę swoich strun głosowych
które wydawały zazwyczaj przeraźliwy pisk.
Po tych dwóch godzinach - miałam zamęt w głowie totalny. A tu czas na mszę.
No i nici z moich planów na wyciszenie. Pozostał gest pustych dłoni.
Totalna niemoc.
Zastanawiałam się czemu miało służyć to doświadczenie.
I chyba już wiem. Nie mam dziecka i nigdy nie doświadczyłam jak zachowują się dzieci.
Oprócz ich niesforności były też wzruszające momenty- kiedy to z bezgraniczną ufnością rzucały się w objęcia ( na ręce) , gdy czuły sie zagrożone.
W treściach rekolekcji przeważał temat ramion Maryii ( Matki Bożej).
Dopiero po tym doświadczeniu zrozumiałam co znaczy być dzieckiem, które chowa się w
opiekuńczych ramionach...