Translate

środa, 9 grudnia 2015

Pielgrzymka


Wrzesień 2015
Pielgrzymka po Europie - sanktuaria
Przelot Portugalskimi liniami do Lizbony

Tkzw.winda miasta
       




   


Lizbona- ciekawe i ładne miasto. Trochę mało czasu było na zwiedzanie i jak na tą porę roku przywitała nas trochę mało przyjazna aura pogodowa. :)
Deszcz i tylko 18 stopni C.! Spodziewaliśmy się ciepłego przedłużonego lata :) Ale trudno...
Lizbona mimo to bardzo nam się podobała i szkoda tylko że mało czasu było na zwiedzanie.

  


Było zwiedzanie i  pyszne ciasteczka (jeszcze ciepłe!)


niedziela, 11 stycznia 2015

Brak dziecka to brak miłości a brak miłości to śmierć duszy...
Coś w tym jest...
Dzieci to drugie dzieciństwo osoby dorosłej. To świat bajkowych przygód, śmiechu po same niebo, to radość z deszczu i kałuży , zabawa w chowanego choć widać czuprynę spod  stołu...
 Powrót do przeszłości ,gdy świat był piękny i kolorowy.
Kto nie ma dzieci ten nie ma możliwości tej "podróży w czasie"...
Mnie ten czas ominął, przemknął gdzieś obok -przegapiłam go...
Pretensje- do kogo? -losu? -siebie? -Boga? Nie wiem...
Życie mi uciekło jak autobus; z tą różnicą, że- drugi nie przyjedzie.
Popędził naprzód i mnie zostawił... Zabrał plany i marzenia...  Został szary pył i ślad kół.
Ot i życie całe!

wtorek, 24 czerwca 2014

23,05,2014           
 
Operacja-... kolejna  ! Rano wszystko szybko, zakręcona ,oszołomiona lekami ,jeszcze zastrzyk i jazda na salę operacyjną; po drodze wszystko się rozmywa, wiem jeszcze gdzie jestem ale film zaczyna się urywać...
Sala operacyjna przełożyli na stół-nie wiem kiedy, rozebrali-też nie wiem kiedy, czepek na głowę, zastrzyk- boli... "przekłujemy później" i wiem że tracę świadomość ....
Czuję niekontrolowane drżenie ciała, jadę na wózku -już po operacji.
Sala ,łóżko, tlen, kroplówka i znowu mnie nie ma .... ile minęło godzin nie wiem -przytomnieję .Pielęgniarka mnie ubiera- automatycznie jak kukłę bo i tak też się czuję ,mięśnie mnie nie słuchają... Mdłości...Znowu jakaś iniekcja...
Już rano?. Nie ma tlenu , nie ma kroplówki, nie ma pulsoksymetru ...spać bo boli ...Dobrze, że mam swoją poduszkę (jaśka)pod szyję . Dobrze, że już po!!!!!!

wtorek, 22 kwietnia 2014

Odmierzam każdą godzinę... która przybliża mnie do kolejnej operacji.  Mam mieszane uczucia...
Boję się bardzo. Boję się samej operacji, jak i jej konsekwencji. Czy to słuszna decyzja? 
To nie jest zabieg obojętny dla organizmu...
Po ostatnich  problemach medycznych  strach nabiera innego wymiaru. Sny stają się koszmarem...
Mam ochote uciec od tego co ma się wydarzyć................
Przytulam mocno poduszkę i znowu  zegar pokonał następną godzinę...

wtorek, 15 października 2013

Najpierw była radość z uśmierzonego bólu , ale pojawił się dziwny szum w uchu. Zgłosiłam dentyście przy kolejnej wizycie, ale to zignorował. Szum stał się bardzo dokuczliwy i przestałam słyszeć na jedno ucho. Wizyta u laryngologa - i jestem w szoku!  Uszkodzenie ucha wewnętrznego! Na leczenie za późno -powinnam zgłosić się od razu po incydencie czyli źle wykonanym znieczuleniu przewodowym u dentysty. Lek drogą naczyniową przedostał się do ucha i uszkodził bardzo delikatne komórki słuchowe!!!!   Dlaczego dentysta mnie nie powiadomił o możliwych komplikacjach? Dlaczego nie skierował do laryngologa by ratować słuch? Czemu mnie z tym zostawił?  Teraz zostanę z szumem i uszkodzonym uchem do końca życia? !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A gdzie Etyka Lekarska?    

wtorek, 10 września 2013

"Bóg zmienia w nas wodę w wino. Jeśli tylko usiądziesz przed Nim i pozwolisz Mu być Tym, kim On jest, On dokona w tobie cudu przemiany w naczynie pełne wybornego wina"

o. Adam Szustak OP "Upojeni Bogiem"


Po burzy przychodzi słońce - chmury w moim życiu rozstąpcie się. 

poniedziałek, 9 września 2013

MAM DOŚĆ!!!!!!!

Chyba mam doła! Nie chyba ale na pewno! 
Albo mam tak wrednego pecha życiowego, albo ludzie stali się obojętni, wredni ... itp., albo jest nad moim życiem jakaś klątwa... nie wiem Ale wiem ,że nic kompletnie mi nie wychodzi, a już życie najbardziej. Sory - ale mam DOŚĆ!
I choć jestem osobą wierzącą -Panie Boże wybacz, ale odnoszę wrażenie , że  Ty też mnie zostawiłeś. Mam w środku w sobie ochotę pójść do kościoła i z całej siły wykrzyczeć pytania -CZEMU? PO CO?  DLACZEGO? Czemu miał służyć ten wstrętny nowotwór oka? Po co to ciągłe poczucie samotności ,niezrozumienia, odrzucenia? Czemu wciąż jestem jak "trędowata"?  Zawsze tak było, jest i chyba tak zostanie. Nigdzie nie pasuję... Nic nie może być normalne... Niby tylko taki szczegół -nowotwór oka. A tyle problemów, przeszkód i barier na całe życie. Nawet leczenie zębów staje się nie lada wyzwaniem . Niby co zęby mają do oka? :) A okazuje się że mają ;|)  Bo plastusie i tu "nabroili"- tak przy okazji. Fajnie!

sobota, 24 sierpnia 2013

Wyprawa na Hel

Wyprawa po przygodę :)
Na samej plaży inscenizacja bitwy wojsk alianckich.
Trochę to komediowo wyglądało,
gdyż umundurowani "wojskowi" z bronią przechadzają się po plaży gdzie współcześni plażowicze
nie przejmując się zbytnio scenką z bitwy leżą beztrosko prażąc się na słoneczku.

 
Bitwa na całego, wybuchy, zdobywanie "styropianowego "schronu; ale  amfibia prawdziwa
i atakuje od strony morza !

 
Po bitwie ;) segregacja odpadów- czyli schron do rozbiórki.
 


A wojsko jedzie na paradę :)      
 
Są też piękne panny Zuzanny z lat 30tych :) 
 
  

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Wieża widokowa Gdynia Dąbrowa

Wieża widokowa z Gdyni Dąbrowy (mieszkam prawie obok)  widziana (trochę przybliżona)
z  Helu   


Hel widziany z tej wieży  :)

wtorek, 30 lipca 2013

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rio

Ze wzruszeniem oglądałam przekaz TV z Rio de Janeiro  ze spotkania Papieża Franciszka z młodzieżą .
Choć mój pobyt tam był już ponad 20 lat temu, to wciąż w mojej pamięci pozostanie serdeczność i otwartość ludzi których tam poznałam.

Na zawsze pozostają w moim sercu!

czwartek, 25 lipca 2013

Papież w Rio

Rio!
Piękne i bardzo kontrowersyjne miasto.
Przez wielu kojarzone z pięknymi plażami, pięknymi kobietami i ogólnie przepychem bogactwa.
To nie jest prawdziwy obraz tego miasta.
Prawdziwy obraz to pięknie położone ,wśród licznych wzgórz i zatok, ale bardzo niebezpieczne miasto, z licznymi dzielnicami biedy (fawele).
Powtórzę tu mój opis z czasu  pobytu w Rio ( mieszkałam tu przez rok, poruszałam się komunikacją miejską, wędrowałam ulicami tego miasta i poznałam zasady w miarę bezpiecznego funkcjonowania).

Urok tego miasta zaczyna się od X pietra wzwyż.

Z góry widać cudowne położenie miasta- wśród gór i dolin,  z licznymi plażami i zatoczkami. Budynki – ładne, nowoczesne ,liczne strzeliste wieżowce. Na horyzoncie wśród błękitu wody widać długą ciemną wstążkę- to most łączący Rio z Niteroj ( długi na 14 kilometrów). Słowem- piękne miasto! -„cidade maravilhosa”.


Ale schodząc do parteru poznaje się już inne detale życia tego miasta.
Na V tym piętrze dotrze do uszu ogromny huk samochodów, pisk kół, syreny karetek.

Czwarte piętro przywita odorkiem spalin samochodowych.

Trzecie pozwoli ujrzeć pośród wysokich bloków- małe domy z dykty, blachy, tektury , kamieni i desek. To domy faweli wciśniętych między góry. ( „fawelas” – „slums”)

Drugie piętro przybliży obraz ulicy z mrowiem pędzących samochodów i przebiegającymi miedzy nimi pieszymi.

Pierwsze – pozwoli zobaczyć jak prędko i precyzyjnie wyrywa się torebki, zegarki , łańcuszki i znika za rogiem ulicy; jak łatwo wyciąga się nóż lub pistolet.

Parter- tu już jest się w zbiorowisku ludzi różnej karnacji ubranych w kolorowe stroje.

Idąc po dziurawym ,brudnym chodniku omija się ludzi śpiących na nim , czasami raczkujące po płachcie kartonu maleńkie dzieci . Idąc tak ma się w podświadomości ,że można w każdej chwili spodziewać się napadu. Nie powinno się mieć przy sobie dużej ilości pieniędzy, ale nie posiadanie ich jest równie niebezpieczne, gdyż z tego powodu można zginąć- trzeba mieć w razie co na okup.
Domy są czarne lub pomalowane w bazgroły grafiti. Ulica dudni, trąbią klaksony, z daleka słychać syrenę karetki, z wielkim hałasem przejeżdża motor.

Obok przeszedł murzyn- napięcie rośnie bo to głównie oni napadają. Jest duszno od spalin i potwornie gorąco, słońce pali jak na patelni, jest + 41 C. (po szyi, plecach, łydkach, spływają strużki potu).
Za rogiem czuć okropny odór- to szambo wylało, woda leci strumieniem wzdłuż ulicy – nikt się tym nie przejmuje, ktoś tylko położył dyktę aby móc przejść w miarę sucho na druga stronę ulicy. Hm.....- cidade maravilhosa.
Chyba lepiej wrócić na X piętro. Tu słońce tak nie pali, wieje lekki wiaterek który przynosi zapach oceanu, w dole widać cudowną zieleń palm i drzew, uroczo położone miasto , plaże, zatoczki, cudowny błękit oceanu.
I nad tym uroczym miastem rozpościera ramiona postać Chrystusa ... corcovado



sobota, 20 lipca 2013

"Piękny uśmiech"

  

Niby  slogan reklamowy- piękny uśmiech.
ALE!!! Aby go mieć to to kosztuje!
Nie tylko wysiłku dbania - to pikuś.
Koszt  leczenia i -nerwów .
Nie rozumiem dlaczego zęby leczone nadal się psują i czemu niektóre wypełnienia były mówiąc  -plomba na plombę?
Na szczęście nie wszystkie, ale okazało się że kilka zębów  tak miało.
Zdecydowałam się na wyleczenie  i porządne wypełnienie .
Niestety nie da się tego wykonać przy jednej wizycie- a szkoda!!!
Każda wizyta to porządna dawka stresu. Nie lęk przed leczeniem, ale skojarzenie z salą operacyjną .


Na dokładkę trafiłam pod opiekę lekarza-mężczyzny .
Dla mnie (osoby która była ponad 30 razy na stole operacyjnym) -mężczyzna Lekarz = ból  i strach.

         Ale Dr okazał się bardzo sympatycznym,  delikatnym i wyrozumiałym lekarzem. Za co jestem Mu ogromnie wdzięczna!!!
A nie ma łatwego zadania przy leczeniu moich zębów, z powodu powikłań po operacjach chirurgii rekonstrukcyjnej.
Najważniejsze, że już po kilku wizytach zaufałam Mu.
 
Niestety już nie! Brawura, może brak zastanowienia spowodowały iż lek podany celem znieczulenia  a podany do naczynia uszkodził ucho wewnętrzne i spowodował nieodwracalny skutek uboczny w postaci szumu usznego. Nie życzę nikomu by miał z tym do czynienia - pisk rozsadzający głowę!
 
 

wtorek, 16 lipca 2013

W lasku obok osiedla


 
Mały stawek obok osiedla i takie cuda!!!!

środa, 24 kwietnia 2013

Wielkanoc, czy zima?

środa, 20 lutego 2013

zima

Zima - jest super! Nareszcie bez zmartwień o piec ( ciśnienie, ilość wody), o rury (wodne i kanaliza), o odśnieżanie... Kto nigdy nie mieszkał w starym budownictwie nie wie co to znaczy. Przyznaję- mieszkanie w bloku, na osiedlu jest komfortem. Naprawdę :)
Chodzę z Fuksem na spacery do lasu- jest pięknie!

sobota, 24 grudnia 2011

Pierwsze święta bez Taty

Pierwsze święta bez Taty. Idziemy do kuzynki- Ludki. Dobrze, że nie będziemy same i że nie mieszkamy już w starym mieszkaniu. Zdecydowanie jest nam łatwiej. Tu nie ma wspomnień związanych z życiem Taty.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Mieszkamy

Już po przeprowadzce!
Jeszcze "toniemy" w kartonach ,ale już tu mieszkamy. Dziwnie się czuję. Nie dociera jeszcze do mnie myśl, że tu mieszkam. Na razie to jeszcze obce dla mnie mieszkanie. Ale mam nadzieję, że się oswoję :)
Jest jeszcze sporo do zrobienia- poskładać meble, rozpakować kartony... Na razie nie mam gdzie ułożyć książek. Muszę pomyśleć gdzie zainstalować półki. No i jeszcze piwnica- też muszą być półki. Pomału wszystko się zrobi...

poniedziałek, 12 września 2011

Mamy nowe mieszkanie!

Jest!
Jest i sprzedaż i kupno. Było trudno- emocje, nerwy, oglądanie...w dwie strony. Decyzja zapadła- przenosimy się poza Sopot! Będzie spokojniej i w nowym budownictwie.
Mieszkanko piękne! Nareszcie super łazienka- jak to mówi młodzież ful wypas ;)- bo jest i prysznic i wanna. O takim marzyłam!( marzenia się spełniają!-Panie Boże -dzięki!!!) Mama i ja mamy swoje sypialenki i jeden wspólny pokój z aneksem. Cóż więcej chcieć! Za osiedlem jest las, super miejsce na spokojne spacery. Dojazd też dobry -30min.do Sopotu. Teraz tylko pomalować i zorganizować przeprowadzkę.

piątek, 5 sierpnia 2011

Decyzja

Podjęłyśmy decyzję o sprzedaży mieszkania. Nie damy rady w opłatach i też mamy go dość. Babcia tu odeszła, teraz umarł tata. Nic już nas tu nie trzyma. Poszukamy innego, wygodniejszego i na pewno nie w starym budownictwie. Dość ciągłych remontów, nerwów i wynajmujących obok studentów! Szkoda tylko ogródka... trudno -rośliny które lubię i mam do nich sentyment oddam -"w dobre ręce" np. kosodrzewinę przywiezioną od gazdy z Małego Cichego. Wyrosła na piękne drzewko. Klon japoński-przywędrował tu podczas przeprowadzki z poprzedniego mieszkania na Ks.Pomorskich. Jedynie Złotokap będzie musiał tu zostać.

czwartek, 2 czerwca 2011

Tata

Odszedł tata. Umarł w nocy. Po 30 latach choroby SM. Nie zdążyłam się pożegnać. Nie wierzyłam, że umrze. Zamieniałam dyżury aby mama mogła do niego iść do szpitala. Był tam od paru dni z powodu podwyższonej temperatury i niewydolności oddechowej. Myślałam ,że jak zawsze kilka dni kryzysu i wróci... Nie wrócił... Boże! A ja się nie pożegnałam! Jeszcze wczoraj pocałował mamy dłoń na do widzenia i kazał powiedzieć jej, że mnie kocha. Wiedział, że odejdzie. Tato -przebacz!

wtorek, 24 listopada 2009


KICIA Mała, szara kulka.Zaledwie trzy, lub cztery tygodnie życia- a już nie chciana. Jakiś człowiek o kamiennym sercu wyrzucił ją na śmietnik jak odpad, bo zachorowała.Odebrał ją od matki i wyrzucił! A to kocie chciało żyć, być kochane i przytulane. Na szczęście została znaleziona. Niestety straciła jedno oczko. Żyje, radzi sobie świetnie i jest wesołym rozrabiakiem. Ma na imię FIBI. ;)
POLANICKA KULA - bardzo spodobała mi się kula , wykonana z granitu( chyba). Sam pomysł poruszania jej za pomocą wody pod cinieniem jest rewelacyjny!




Wspomnień czar...
Może i nie czar. Trochę żal...
Polanica - kiedyś cicha, sentymentala miejscowość. Dziś odmieniona.
Bardziej przypomina nasz Sopocki deptak- kafejki, ogródki, kramy i pełno ludzi.
Byłam też pod budynkiem "starego" szpitala.Widok nie ciekawy- ruina.To smutne.
Usiadłam na murku i patrzyłam , a wspomnienia tamtych minionych pobytów tutaj wróciły jak film w "starym kinie".
Tu rozpoczął się mój etap życia przywracający nadzieję na lepszy wygląd.

Ten szpital z biegiem czasu stał się moją oazą wytchnienia od świata zewnętrznego. Zaangażowanie lekarzy chirurgów, opieka pielęgniarek oraz obecność innych ludzi, którzy byli podobnie „inni” – to wszystko sprawiało, iż pobyt dla kolejnej operacji był pobytem, podczas którego odpoczywałam psychicznie. Nabierałam sił i nadziei, że efektem ostatecznym będzie uwolnienie od natręctwa gapiów oraz możliwość akceptacji odbicia widzianego w lustrze.
Te mury otulały mnie bezpiecznym pancerzem przed światem zewnętrznym.


Tu byli tacy sami jak ja- pokrzywdzeni przez los, nieakceptowani przez ludzi na zewnątrz. Zawsze była nadzieja na poprawę wyglądu. Można było czuć się swobodnie, nie zakrywać twarzy, ale śmiać się, żartować. Poznawać nowych ludzi, zaprzyjaźniać się bez lęku, że nie zaakceptują z powodu wyglądu.
Tu nikt nie był odrzucany. Rodziły się przyjaźnie. Były dobre i złe chwile- ale zawsze była- nadzieja.
Przez okres 10 lat przeszłam tu 25 zabiegów chirurgicznych.

Ale i ten czas się zakończył. W dniu, kiedy usłyszałam, że to był ostatni pobyt poczułam jakby zamknięto drzwi do mojego drugiego domu, do mojej oazy i nadziei.

Schody, którymi schodziłam w kierunku miasta nie miały końca...




Pamiętam wiele z tamtych pobytów i atmosferę, która tam panowała.

Było „plażowanie”,„dyskoteki”,biegi do łazienki, Panią R. wołającą rano, że wody nie będzie, przemarsz watachy lekarzy podczas obchodu , oczekiwanie pod salą opatrunkową, jazdę wózkiem po operacji, pomysły co zrobić by zostać na dłużej, babskie wieczorki na metalowym łóżku stojącym na balkonie… oj było tego sporo.
Parę lat temu byłam tu, na ostatniej operacji , ale i dla wspomnień . ;)

Leżąc w łóżku delektowałam się panującą tu atmosferą, odgłosami; chodziłam po korytarzu i oczami wspomnień widziałam wydarzenia które kiedyś tu miały miejsce; dotykałam scian,a w nocy siedzialam na korytarzu przy oknie.


Teraz oknem tym wpada tylko wiatr...



To co miłe - szybko się kończy.
Te kilka ciepłych dni lata (urlopu)podzieliłam na dwa etapy. Pierwszy był czynnym wypoczynkiem w bardzo sympatycznej atmosferze, drugi to wspomnień czar i zwiedzanie.
Krościenko to bardzo pięknie i malowniczo położona miejscowość.
Tam wraz z przesympatyczną przyjaciółka Halinką pojechałyśmy na odpoczynek do naszej wspólnej znajomej Krysi. Zaprosiła nas do domu, ktory kiedyś pełnił rolę pensjonatu. Stary, tajemniczy dom, w swej historii kryjący ciekawe dzieje. Dziś czeka na renowacje.
Na miejscu poznałam jeszcze jedną miłą osobę- Irenkę.
Wszystkie trzy Panie okazały się wyśmienitymi turystkami.
Z podziwem patrzyłam jak żwawo szły pod górę przy wejściu na Trzy Korony.
Widok z punktu widokowego był wspaniałą nagrodą dla tego wysiłku.

Miałyśmy typowo górską pogodę.Jednego dnia piękne słońce, drugiego burza z piorunami, a nawet gradem.
Ale nam to wcale nie przeszkadzało, humory miałyśmy wyśmienite.
Deszcz nie przeszkodził w wypadzie na Słowację.
Zwiedzałyśmy też pobliskie miejscowości.Zaporę i zamek w Niedzicy
No i obowiązkowo spływ Dunajcem